transatlantyk
Annopol
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 180452.56 km
  • Km w terenie: 274.50 km (0.15%)
  • Czas na rowerze: 336d 11h 27m
  • Jeżdżę z prędkością średnią: 22.34 km/h i wcale się tym nie chwalę
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Szukaj

Moje linki

Miki

Michał Wolff

Transatlantyk stary

Transatlantyk nowy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy transatlantyk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

powyżej 300

Dystans całkowity:12669.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:552:05
Średnia prędkość:22.95 km/h
Maksymalna prędkość:64.90 km/h
Suma podjazdów:52905 m
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:395.91 km i 17h 15m
Więcej statystyk
Niedziela, 25 sierpnia 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Dzień dziewiąty
Kowary - Kostrzyń

O wpół do szóstej jestem już w drodze. Jeszcze tylko jeden podjazd do Szklarskiej Poręby i adieu góry, żegnaj grawitacjo, pa Izaaku Newtonie. Kocham góry, ale w tym dziurawym wydaniu i przy takim pośpiechu były po prostu trudne. Na początku Szklarskiej ścianka chyba 16%. Daję radę, cieszę się, że nie jechałem tego w nocy. Jazda nocą w takich warunkach jest zwyczajnie mało efektywna. Ja spałem cztery i pół godziny, Marcin Nalazek jechał przez noc. Rano dostałem meldunek, że jest raptem 45 km przede mną. Wydaje mi się, że lepiej na tym wyszedłem. Po podjeździe szybki zjazd do Świeradowa. Podmarzam, ale wzmacniam się psychicznie. Prędkość! Tak dziś będzie cały dzień. Pędzę jak na etapie do Włodawy lub nawet szybciej. SMS-y dodają sił.
Pisze Eranis : „Jak powiedział klasyk: prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna, więc Twoja taktyka jest OK. I NIE JESTES SAM. Gorąco Tobie i chłopakom kibicujemy. Dajecie nam takie emocje, że w dołku ściska”. Pisze „T”: „Jestem”.
Mijam Zgorzelec i pędzę. Wizja mety, wiara w sukces – to wszystko uskrzydla. Szybko mijają kilometry. W okolicy Łęknicy spotkanie z Markiem Nowickim i jego żoną. Chyba pięć lat się nie widzieliśmy. Wyjechali na trasę pięknym, odkrytym, czerwonym samochodem retro, nie pamiętam już jakiej marki. Trzeba mieć tę fantazję. Jemy obiad w restauracji, prowiantu mają dla mnie tyle, że jeszcze chyba ze trzech będących w pobliżu zawodników zaopatrzyli. Jechali później jeszcze dłuższy czas koło mnie, robiąc zdjęcia. Potem czekali na promie w Połęcku, gdzie się jeszcze doprowiantowałem i przyszło się rozstać. Do zobaczenia! Jadę! Szybko jadę. Mijają kilometry, mijają miejscowości, mija dzień. Zakładam oświetlenie i jadę w noc. Płaskie, dobrej jakości drogi sprzyjają. Wiatr odczuwalny, ale najczęściej boczny – nie czyni szkód. Mijam Słubice, Kostrzyń. Samotność długodystansowca i piękna, księżycowa noc. Jeszcze senność nie dokucza. Prędkość nakręca mnie. Gdzieś w Mieszkowicach czy Cedyni doganiam Tomka Knopika. Śpi na ganku jakiegoś domu przy ulicy. Zauważyłem rower, obudziłem Tomka. Coś mamrocze, że nie ma szans zdążyć na wtorek do mety. Mobilizuje się jednak, ruszamy razem. Po jakimś czasie i mnie jednak senność dopada. Śpimy pół godziny gdzieś na trawniku. Pomogło. Dane wycieczki: Dystans : 310.85 km (0.00 km teren) Czas : 13:54 h Vsr : 22.36 km/h Podjazdy : 1257 m
Vmax : 52.40 km/h Temp : 26.0 'C
Piątek, 23 sierpnia 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Dzień siódmy

Żywiec - Idzików

Wyjeżdżam z hotelu jeszcze o szarówce. Na śniadanie zapiekanka i kawa na stacji BP. Wcześniej w hotelu dwie bułki popite wodą z bidonu. Dość biednie, ale nie czuję głodu.
Zaraz po starcie podjazd pod Ochodzitą. Trzeci raz w karierze. Ostry. W Kamesznicy nachylenie dochodzi do 18%, nawierzchnia to jakieś płyty betonowe. Nawet nie zamierzam z tym walczyć. Prowadzę rower przez jakieś pół kilometra. To już drugi, ale też ostatni raz na trasie MRDP. Szkoda jednak energii, zdrowia – nie ma się co szarpać. Do mety jeszcze ponad tysiąc kilometrów. Gdzieś na szczycie drogowskaz w lewo z napisem: „Pochodzita 1 km”.
Natychmiast wyobraźnia podsuwa „gest Kozakiewicza”. Niedoczekanie twoje – nie pochodzę, jechał będę!

Pisze Towarzysz: „Za Tobą Nalazek, Knopik, Kamm. Tuż przed Tobą Gubała”.
Pisze Eranis: „Przed Tobą fajny etap. Chłopaki jak go jechali to byli zadowoleni. Będziesz miał okazję sprawdzić, czy nie przesadzili. Ciągle jedziesz, a to ogromny sukces. Taktyka się sprawdza. Prognozy na dziś pomyślne”.
Pisze Bogdan: „Podziwiam Twoją taktykę i jej realizację. Powodzenia w dniu siódmym”.

Bogdan – przyjaciel od lat. Według moich obliczeń od lat trzydziestu sześciu. To on wypisywał peany wierszem na moją cześć. To ten sam Bogdan. Ja wprowadzałem go niegdyś w arkana kajakarstwa, on do dziś zaznajamia mnie z gitarą. Trochę na zasadzie: „sytuacja jest ciężka, ale będziemy Cię uczyć”. 
SMS-y dają mi kopa. Podjeżdżam pod Kubalonkę i pięknym zjazdem docieram do Wisły. Jadę mocno, mijam Cieszyn. Gdzieś na stacji Shella przed Raciborzem dogania mnie Marcin Nalazek z „obcym” rowerzystą. Przedstawiam się, a on mówi: wiem, wiem, transatlantyk.
O kurczę!
Z Marcinem będziemy jechać wspólnie przez dwa dni. To było dobre towarzystwo. Marcin, trochę mocniejszy niż ja, lubił prowadzić. Solidarny, uczynny. Wspieraliśmy się, głupio dowcipkując, śmiejąc się. Gdy złapałem kapcia na zjeździe, naprawiał mi to Marcin, ja asystowałem jedynie. Dzięki Marcin za te dwa dni, za jazdę po wybrzeżu, za liczne spotkania po drodze.
Etap płaski, szybki, jedziemy sprawnie. W Nysie obiad, o zmierzchu dojeżdżamy do Złotego Stoku. Znowu działa magia forum podrozerowerowe. info. Mamy punkt serwisowy. Czeka kolega o nicku bob71. Mówiąc po ludzku – Bogdan. Nie spotkaliśmy się dotychczas nigdy w rzeczywistości. Teoretycznie obcy człowiek. Chciało mu się jechać nocą do mnie i dodatkowego kolegi z jedzeniem, piciem i dobrym słowem. Piękne.
Na profilu trasy Sudety najeżone są szpikulcami podjazdów. Postanawiamy z Marcinem pokonać jeszcze dzisiaj dwa takie podjazdy, nocleg zaplanowaliśmy w Idzikowie. Dla Marcina to pierwszy cywilizowany nocleg na trasie. On z braku czasu improwizował na całej trasie, nie był przygotowany organizacyjnie, logistycznie. Trochę był zdziwiony moją organizacją i ilością ludzi pomagających mi po drodze. Wymyślił później, że w tym roku to on jedzie na taki zwiad tylko, na rozpoznanie, a następnym razem to dopiero pokaże, co potrafi. Powodzenia Marcin! Masz ogromne możliwości.
Pierwszy podjazd idzie gładziutko. Skromne nachylenie, dobra nawierzchnia – jedziemy bez trudu. Potem nawierzchnia wyszczerza swe dziury, a na zjeździe robi się bardzo trudno z powodu tych dziur. Marcin rozpędza się i już po stu chyba metrach zjazdu łapie kapcia. Naprawa chwilę trwa. Potem następny podjazd po dziurach i ostatni już zjazd. Walczę ze snem. Śpiewam starą piosenkę „Pożegnanie z morzem”. Drę się na całe gardło. Chwila dekoncentracji - dziura, kapeć. Znów naprawa. Jest chyba pierwsza w nocy. Telefon z agroturystyki: no gdzie jesteście? Już blisko, ze trzy kilometry. Dojeżdżamy w końcu.
Spać!!! Dane wycieczki: Dystans : 302.77 km (0.00 km teren) Czas : 14:52 h Vsr : 20.37 km/h Podjazdy : 2877 m
Vmax : 51.10 km/h Temp : 27.0 'C
Środa, 21 sierpnia 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Dzień piąty

Huwniki - Powroźnik

Ruszam o godzinie 5.20. Zaczynają się góry. Grawitacja. Szatański wynalazek Izaaka Newtona. Wykonuję pracę w polu grawitacyjnym. Energia kinetyczna niepokojąco maleje. Rośnie za to energia potencjalna. Rośnie mi potencjał? Potencja może? Nie widzę, nie rozróżniam. Potu przybywa. Zaraz po starcie podjazd pod Arłamów. Przez długi czas łagodny, końcówka ostrzejsza. Dobrze, że jadę go w dzień. Nie daje specjalnie w kość. Za to zjazd po dziurach. Ręce bolą od hamowania. Przyspieszenie grozi śmiercią lub kalectwem. Na szczęście już od Krościenka normalna droga, a od Ustrzyk Dolnych dodatkowo znana od lat. Podjazd pod Czarną idzie równo i planowo.
Pisze Eranis: „Marek, świetnie Ci idzie! Taktyka siły spokoju daje efekty, jesteś jednym z niewielu, którzy nie skarżą się na bóle. Masz duże zasoby na góry. Powodzenia i pomyślnych wiatrów w plecy”.
W Ustrzykach Górnych duża porcja rosołu z dużą porcją pieczywa. Jadę dalej, wspinam się pod przełęcz Wyżnią, niebawem pod Wyżniańską. Pokonuję je bez większego bólu. W Cisnej normalny obiad. Za Cisną chmurzy się coraz bardziej. W końcu pada. Na przystanku autobusowym mijam Krzyśka Weszczaka. On jeszcze przeczekuje deszcz i dożywia się. Jestem w Komańczy. Błąd nawigacyjny. Zamiast skręcić w lewo pojechałem łukiem w prawo na Rzepedź. Ułożenie drogi było bardzo sugestywne, pojechałem główną, nie spojrzawszy na GPS.
Ocknąłem się po pięciu kilometrach. Wracałem w deszczu przez odcinki robót drogowych, przez ruch wahadłowy na czerwonych światłach. Szaleństwo. Dziesięć kilometrów w plecy. Chyba po godzinie deszcz uspokaja się. Jadę. W Tylawie spotkanie z Marcinem Nalazkiem.
Odjeżdża mi. Spotykam trójkę zawodników pod sklepem w Dukli. Ja jadę dalej. W Nowym Żmigrodzie czeka na mnie kolega z forum, Senes. Dawno się nie widzieliśmy. Jem u niego superpizzę, rozmawiamy chwilę, po czym ruszam dalej. Znowu spotkanie z K. Weszczakiem, z którym będę już jechał do końca dnia, będziemy razem nocować w Powroźniku. W pobliżu nas są jeszcze M. Nalazek, M. Koseski, T. Knopik. Od początku maratonu jadę w końcu stawki. To jeszcze nic, ale jadę też na styk z dziesięciodniowym limitem, a nie chcę go przekroczyć. Trzeba zrobić ruch pozwalający przesunąć się do przodu. Od rana miałem plan, że odcinek z Powroźnika do Krościenka nad Dunajcem pojadę nocą. Trasa płaska i bardzo dobrze mi znana, drogi dobrej jakości – można ciąć! Niestety. Bieszczadzkie deszcze, a potem zimna noc dały się we znaki. Jestem mocno zmarznięty, decyduję się na nocleg w agroturystyce w Powroźniku. Kolacja super. Domowej roboty biały ser, takiż pasztet i kiełbasa, do tego pomidory, ogórki kiszone, świeży chleb. Nie mogę się powstrzymać – jem, jem…. Dane wycieczki: Dystans : 307.47 km (0.00 km teren) Czas : 15:12 h Vsr : 20.23 km/h Podjazdy : 3213 m
Vmax : 51.70 km/h Temp : 23.0 'C
Wtorek, 20 sierpnia 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Dzień czwarty
Włodawa - Huwniki (pod Arłamowem)

Pisze aaadam: „Wytrwałości życzę oraz samych pozytywnych myśli na trasie. Bez tych rzeczy daleko nie zajedziesz. Pozdrawiam”.
Wyruszam o szóstej. Ciepły, pogodny dzień. Szybko wchodzę w dobry rytm jazdy. Pół godziny później ściągam długie ciuchy. Doganiam i wyprzedzam młodą i ładną dziewczynę na rowerze. Wymieniamy uśmiechy od ucha do ucha. Dalej środkiem drogi maszeruje bocian. Nie zląkł się zanadto, usunął się tylko na lewy skraj drogi. W końcu to on był u siebie. Dalej trzy sarny przeskakują drogę blisko przede mną. Ech, uroki ściany wschodniej.
Pisze Michał Wolff: „ Od Dorohuska do Zosina tragedia z drogami. Dalej zaczynają się świetne szosy”.

Bezcenna wiadomość. Przygotowała mnie na tragedię, a było tylko zwyczajnie źle. Jadę. Dobrze jadę. Od Zosina super droga i dobry kierunek wiatru. Upał. Dawno nie było sklepu. Wjeżdżam na podwórko. Gospodarzy nie ma. Pies na szczęście uwiązany krótko, bo chyba mnie nie polubił. Na ścianie domu kran z zimną wodą. Myję się, piję, napełniam bidony. Zbliżam się do Tomaszowa Lubelskiego, droga robi się pofalowana, zaczynają się pagórki. Przez długi czas będzie to już trwały element krajobrazu. W Tomaszowie obiad. Spotykam w restauracji dwóch sakwiarzy z Niemiec. Wymieniamy trochę kurtuazyjnych słów oraz podstawowych informacji po angielsku. Wygląda na to, że mnie zrozumieli  Po obiedzie wjeżdżam w tereny znane mi z rowerowych wędrówek po Roztoczu: Lubaczów, Narol, Cieszanów.
W końcu dojeżdżam do Radymna, a już wieczorem do Przemyśla. Nocleg mam zamówiony w Huwnikach przed Arłamowem. Jeszcze dwadzieścia dwa kilometry. Dłużą się – jakieś objazdy pod koniec – jadę i jadę i dojechać nie mogę. Dojeżdżam w końcu. Bardzo dobra kwatera i standardowy wieczór: prysznic, kolacja i spać. Dane wycieczki: Dystans : 313.65 km (0.00 km teren) Czas : 13:10 h Vsr : 23.82 km/h Podjazdy : 895 m
Vmax : 59.10 km/h Temp : 25.0 'C
Niedziela, 18 sierpnia 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Dzień drugi
Bartoszyce - Supraśl

O szóstej z minutami wyruszam z Bartoszyc. Po dziesięciu kilometrach nogi wchodzą w normalny tryb pracy, jadę swobodnie, szybko. Wąskie, trochę podziurawione mazurskie asfalty. Pojawia się zagadnienie mikronawigacji, czyli jak omijać dziury, aby siedzenie jak najmniej odczuło dyskomfort i można było na siedząco dojechać do mety. Nawigowałem skutecznie. Do samej mety nie miałem żadnych otarć, odgnieceń, odparzeń. Duża w tym zasługa codziennej kąpieli. Na tym też między innymi polegała realizacja obmyślonej wcześniej taktyki. Po jakiejś godzinie doganiam Mareckiego. Przebieramy się w krótkie ciuchy. Ruszamy razem, odjeżdżam mu jednak niebawem. Zbyt wolne tempo dla mnie.
Pisze aaadam: „Dajesz, dajesz! Pamiętaj, że wiele osób Cię obserwuje, więc nie możesz dać ciała”.
Śniadanie w hotelu nie było zbyt obfite, zjadłem tylko coś z własnych skromnych zapasów. W Węgorzewie wjechałem do miasta, aby znaleźć restaurację i zjeść solidne drugie śniadanie. Opłaciło się. Pełen wigoru ruszyłem w drogę. Dalej było dużo remontowanych dróg, odcinków dróg szutrowych, były odcinki ruchu wahadłowego. Wjeżdżałem najczęściej na czerwonym świetle, mając świadomość, że jestem pojazdem wąskim i z autem jadącym z przeciwka minę się lub zatrzymam się i zejdę na pobocze. Ani razu nikt się nie zdenerwował, nikt nie trąbił na mnie. Gdzieś w tych szutrach było szkło lub inne paskudztwo – złapałem pierwszego na maratonie kapcia. Piętnaście minut trwała wymiana dętki. Dalej jazda bez specjalnych przygód. Wieczorem zaczął mnie morzyć sen. Na nocleg byłem umówiony w Supraślu z Adamem i Joanną. Czekało na mnie wszystko, a ja się męczyłem potwornie i nie mogłem dojechać. Gdyby nie świadomość, że na mnie czekają, gotów byłem położyć się przy drodze i spać. Pomimo jazdy z urządzeniem GPS pobłądziłem z tego zmęczenia na podrzędnych drogach. Docieram do Supraśla około pierwszej w nocy. Joanna zmęczona i niewyspana jest „na baczność” i uśmiechnięta. Szybko przekazuje mi szczegóły mojego tu pobytu, rozmawiamy też chwilę jak normalni ludzie. Bezcenna pomoc. Dziękuję. Szybko jem, co było do zjedzenia, myję się i idę spać. Tym razem zasnąłem jak niemowlę. Dane wycieczki: Dystans : 355.23 km (0.00 km teren) Czas : 15:13 h Vsr : 23.34 km/h Podjazdy : 1393 m
Vmax : 52.70 km/h Temp : 28.0 'C
Sobota, 27 lipca 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Trasa jak na mapce , doszły te 2 km po mieście z rana. Upał był spory. Dużo przerw w jeździe na zakup picia i lodów.
Dane wycieczki: Dystans : 302.30 km (0.00 km teren) Czas : 10:49 h Vsr : 27.95 km/h Podjazdy : 446 m
Vmax : 51.90 km/h Temp : 31.0 'C
Piątek, 28 czerwca 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Ostrowiec-Piotrków Trybunalski-Kalisz-Kotlin- Jarosławki koło Śremu
Dane wycieczki: Dystans : 368.64 km (0.00 km teren) Czas : 14:43 h Vsr : 25.05 km/h Podjazdy : 987 m
Vmax : 52.30 km/h Temp : 20.0 'C
Niedziela, 16 czerwca 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Miałem głód długiej trasy. Poza tym denerwowało mnie kilka białych plam na mapie zaliczonych gmin. No i pojechałem. Nie było całkiem lekko. Nieustająco źle znoszę samotną nocną jazdę. Na szczęście na BBTourze jakoś udaje się do kogoś podczepić i pogadać. W przyszły weekend raczej dwusetki - tak dla wprawy.:)


trasę pokonywałem przeciwnie do kierunku wskazówek zegara Dane wycieczki: Dystans : 397.00 km (0.00 km teren) Czas : 15:19 h Vsr : 25.92 km/h Podjazdy : 1041 m
Vmax : 54.50 km/h Temp : 25.0 'C
Poniedziałek, 20 maja 2013Kategoria Author, powyżej 300
Zambrów-Siedlce-Łuków-Dęblin-Zwoleń-Lipsko-Sienno-Ostrowiec Dane wycieczki: Dystans : 302.81 km (0.00 km teren) Czas : 15:08 h Vsr : 20.01 km/h Podjazdy : 649 m
Vmax : 44.70 km/h Temp : 29.0 'C
Piątek, 17 maja 2013Kategoria Author, powyżej 300
Ostrowiec-Sienno-Dęblin-Łuków-Siedlce-Sokołów-Łomża-Kolno-Pisz-Orzysz-Wydminy-Łękuk Mały Dane wycieczki: Dystans : 443.47 km (0.00 km teren) Czas : 19:30 h Vsr : 22.74 km/h Podjazdy : 1066 m
Vmax : 44.80 km/h Temp : 25.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl