Niedziela, 18 sierpnia 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Dzień drugi
Bartoszyce - Supraśl
O szóstej z minutami wyruszam z Bartoszyc. Po dziesięciu kilometrach nogi wchodzą w normalny tryb pracy, jadę swobodnie, szybko. Wąskie, trochę podziurawione mazurskie asfalty. Pojawia się zagadnienie mikronawigacji, czyli jak omijać dziury, aby siedzenie jak najmniej odczuło dyskomfort i można było na siedząco dojechać do mety. Nawigowałem skutecznie. Do samej mety nie miałem żadnych otarć, odgnieceń, odparzeń. Duża w tym zasługa codziennej kąpieli. Na tym też między innymi polegała realizacja obmyślonej wcześniej taktyki. Po jakiejś godzinie doganiam Mareckiego. Przebieramy się w krótkie ciuchy. Ruszamy razem, odjeżdżam mu jednak niebawem. Zbyt wolne tempo dla mnie.
Pisze aaadam: „Dajesz, dajesz! Pamiętaj, że wiele osób Cię obserwuje, więc nie możesz dać ciała”.
Śniadanie w hotelu nie było zbyt obfite, zjadłem tylko coś z własnych skromnych zapasów. W Węgorzewie wjechałem do miasta, aby znaleźć restaurację i zjeść solidne drugie śniadanie. Opłaciło się. Pełen wigoru ruszyłem w drogę. Dalej było dużo remontowanych dróg, odcinków dróg szutrowych, były odcinki ruchu wahadłowego. Wjeżdżałem najczęściej na czerwonym świetle, mając świadomość, że jestem pojazdem wąskim i z autem jadącym z przeciwka minę się lub zatrzymam się i zejdę na pobocze. Ani razu nikt się nie zdenerwował, nikt nie trąbił na mnie. Gdzieś w tych szutrach było szkło lub inne paskudztwo – złapałem pierwszego na maratonie kapcia. Piętnaście minut trwała wymiana dętki. Dalej jazda bez specjalnych przygód. Wieczorem zaczął mnie morzyć sen. Na nocleg byłem umówiony w Supraślu z Adamem i Joanną. Czekało na mnie wszystko, a ja się męczyłem potwornie i nie mogłem dojechać. Gdyby nie świadomość, że na mnie czekają, gotów byłem położyć się przy drodze i spać. Pomimo jazdy z urządzeniem GPS pobłądziłem z tego zmęczenia na podrzędnych drogach. Docieram do Supraśla około pierwszej w nocy. Joanna zmęczona i niewyspana jest „na baczność” i uśmiechnięta. Szybko przekazuje mi szczegóły mojego tu pobytu, rozmawiamy też chwilę jak normalni ludzie. Bezcenna pomoc. Dziękuję. Szybko jem, co było do zjedzenia, myję się i idę spać. Tym razem zasnąłem jak niemowlę.
Vmax : 52.70 km/h Temp : 28.0 'C
Bartoszyce - Supraśl
O szóstej z minutami wyruszam z Bartoszyc. Po dziesięciu kilometrach nogi wchodzą w normalny tryb pracy, jadę swobodnie, szybko. Wąskie, trochę podziurawione mazurskie asfalty. Pojawia się zagadnienie mikronawigacji, czyli jak omijać dziury, aby siedzenie jak najmniej odczuło dyskomfort i można było na siedząco dojechać do mety. Nawigowałem skutecznie. Do samej mety nie miałem żadnych otarć, odgnieceń, odparzeń. Duża w tym zasługa codziennej kąpieli. Na tym też między innymi polegała realizacja obmyślonej wcześniej taktyki. Po jakiejś godzinie doganiam Mareckiego. Przebieramy się w krótkie ciuchy. Ruszamy razem, odjeżdżam mu jednak niebawem. Zbyt wolne tempo dla mnie.
Pisze aaadam: „Dajesz, dajesz! Pamiętaj, że wiele osób Cię obserwuje, więc nie możesz dać ciała”.
Śniadanie w hotelu nie było zbyt obfite, zjadłem tylko coś z własnych skromnych zapasów. W Węgorzewie wjechałem do miasta, aby znaleźć restaurację i zjeść solidne drugie śniadanie. Opłaciło się. Pełen wigoru ruszyłem w drogę. Dalej było dużo remontowanych dróg, odcinków dróg szutrowych, były odcinki ruchu wahadłowego. Wjeżdżałem najczęściej na czerwonym świetle, mając świadomość, że jestem pojazdem wąskim i z autem jadącym z przeciwka minę się lub zatrzymam się i zejdę na pobocze. Ani razu nikt się nie zdenerwował, nikt nie trąbił na mnie. Gdzieś w tych szutrach było szkło lub inne paskudztwo – złapałem pierwszego na maratonie kapcia. Piętnaście minut trwała wymiana dętki. Dalej jazda bez specjalnych przygód. Wieczorem zaczął mnie morzyć sen. Na nocleg byłem umówiony w Supraślu z Adamem i Joanną. Czekało na mnie wszystko, a ja się męczyłem potwornie i nie mogłem dojechać. Gdyby nie świadomość, że na mnie czekają, gotów byłem położyć się przy drodze i spać. Pomimo jazdy z urządzeniem GPS pobłądziłem z tego zmęczenia na podrzędnych drogach. Docieram do Supraśla około pierwszej w nocy. Joanna zmęczona i niewyspana jest „na baczność” i uśmiechnięta. Szybko przekazuje mi szczegóły mojego tu pobytu, rozmawiamy też chwilę jak normalni ludzie. Bezcenna pomoc. Dziękuję. Szybko jem, co było do zjedzenia, myję się i idę spać. Tym razem zasnąłem jak niemowlę.
Dane wycieczki:
Dystans : 355.23 km (0.00 km teren) Czas : 15:13 h Vsr : 23.34 km/h Podjazdy : 1393 m Vmax : 52.70 km/h Temp : 28.0 'C
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj