Środa, 21 sierpnia 2013Kategoria Focus, powyżej 300
Dzień piąty
Huwniki - Powroźnik
Ruszam o godzinie 5.20. Zaczynają się góry. Grawitacja. Szatański wynalazek Izaaka Newtona. Wykonuję pracę w polu grawitacyjnym. Energia kinetyczna niepokojąco maleje. Rośnie za to energia potencjalna. Rośnie mi potencjał? Potencja może? Nie widzę, nie rozróżniam. Potu przybywa. Zaraz po starcie podjazd pod Arłamów. Przez długi czas łagodny, końcówka ostrzejsza. Dobrze, że jadę go w dzień. Nie daje specjalnie w kość. Za to zjazd po dziurach. Ręce bolą od hamowania. Przyspieszenie grozi śmiercią lub kalectwem. Na szczęście już od Krościenka normalna droga, a od Ustrzyk Dolnych dodatkowo znana od lat. Podjazd pod Czarną idzie równo i planowo.
Pisze Eranis: „Marek, świetnie Ci idzie! Taktyka siły spokoju daje efekty, jesteś jednym z niewielu, którzy nie skarżą się na bóle. Masz duże zasoby na góry. Powodzenia i pomyślnych wiatrów w plecy”.
W Ustrzykach Górnych duża porcja rosołu z dużą porcją pieczywa. Jadę dalej, wspinam się pod przełęcz Wyżnią, niebawem pod Wyżniańską. Pokonuję je bez większego bólu. W Cisnej normalny obiad. Za Cisną chmurzy się coraz bardziej. W końcu pada. Na przystanku autobusowym mijam Krzyśka Weszczaka. On jeszcze przeczekuje deszcz i dożywia się. Jestem w Komańczy. Błąd nawigacyjny. Zamiast skręcić w lewo pojechałem łukiem w prawo na Rzepedź. Ułożenie drogi było bardzo sugestywne, pojechałem główną, nie spojrzawszy na GPS.
Ocknąłem się po pięciu kilometrach. Wracałem w deszczu przez odcinki robót drogowych, przez ruch wahadłowy na czerwonych światłach. Szaleństwo. Dziesięć kilometrów w plecy. Chyba po godzinie deszcz uspokaja się. Jadę. W Tylawie spotkanie z Marcinem Nalazkiem.
Odjeżdża mi. Spotykam trójkę zawodników pod sklepem w Dukli. Ja jadę dalej. W Nowym Żmigrodzie czeka na mnie kolega z forum, Senes. Dawno się nie widzieliśmy. Jem u niego superpizzę, rozmawiamy chwilę, po czym ruszam dalej. Znowu spotkanie z K. Weszczakiem, z którym będę już jechał do końca dnia, będziemy razem nocować w Powroźniku. W pobliżu nas są jeszcze M. Nalazek, M. Koseski, T. Knopik. Od początku maratonu jadę w końcu stawki. To jeszcze nic, ale jadę też na styk z dziesięciodniowym limitem, a nie chcę go przekroczyć. Trzeba zrobić ruch pozwalający przesunąć się do przodu. Od rana miałem plan, że odcinek z Powroźnika do Krościenka nad Dunajcem pojadę nocą. Trasa płaska i bardzo dobrze mi znana, drogi dobrej jakości – można ciąć! Niestety. Bieszczadzkie deszcze, a potem zimna noc dały się we znaki. Jestem mocno zmarznięty, decyduję się na nocleg w agroturystyce w Powroźniku. Kolacja super. Domowej roboty biały ser, takiż pasztet i kiełbasa, do tego pomidory, ogórki kiszone, świeży chleb. Nie mogę się powstrzymać – jem, jem….
Vmax : 51.70 km/h Temp : 23.0 'C
Huwniki - Powroźnik
Ruszam o godzinie 5.20. Zaczynają się góry. Grawitacja. Szatański wynalazek Izaaka Newtona. Wykonuję pracę w polu grawitacyjnym. Energia kinetyczna niepokojąco maleje. Rośnie za to energia potencjalna. Rośnie mi potencjał? Potencja może? Nie widzę, nie rozróżniam. Potu przybywa. Zaraz po starcie podjazd pod Arłamów. Przez długi czas łagodny, końcówka ostrzejsza. Dobrze, że jadę go w dzień. Nie daje specjalnie w kość. Za to zjazd po dziurach. Ręce bolą od hamowania. Przyspieszenie grozi śmiercią lub kalectwem. Na szczęście już od Krościenka normalna droga, a od Ustrzyk Dolnych dodatkowo znana od lat. Podjazd pod Czarną idzie równo i planowo.
Pisze Eranis: „Marek, świetnie Ci idzie! Taktyka siły spokoju daje efekty, jesteś jednym z niewielu, którzy nie skarżą się na bóle. Masz duże zasoby na góry. Powodzenia i pomyślnych wiatrów w plecy”.
W Ustrzykach Górnych duża porcja rosołu z dużą porcją pieczywa. Jadę dalej, wspinam się pod przełęcz Wyżnią, niebawem pod Wyżniańską. Pokonuję je bez większego bólu. W Cisnej normalny obiad. Za Cisną chmurzy się coraz bardziej. W końcu pada. Na przystanku autobusowym mijam Krzyśka Weszczaka. On jeszcze przeczekuje deszcz i dożywia się. Jestem w Komańczy. Błąd nawigacyjny. Zamiast skręcić w lewo pojechałem łukiem w prawo na Rzepedź. Ułożenie drogi było bardzo sugestywne, pojechałem główną, nie spojrzawszy na GPS.
Ocknąłem się po pięciu kilometrach. Wracałem w deszczu przez odcinki robót drogowych, przez ruch wahadłowy na czerwonych światłach. Szaleństwo. Dziesięć kilometrów w plecy. Chyba po godzinie deszcz uspokaja się. Jadę. W Tylawie spotkanie z Marcinem Nalazkiem.
Odjeżdża mi. Spotykam trójkę zawodników pod sklepem w Dukli. Ja jadę dalej. W Nowym Żmigrodzie czeka na mnie kolega z forum, Senes. Dawno się nie widzieliśmy. Jem u niego superpizzę, rozmawiamy chwilę, po czym ruszam dalej. Znowu spotkanie z K. Weszczakiem, z którym będę już jechał do końca dnia, będziemy razem nocować w Powroźniku. W pobliżu nas są jeszcze M. Nalazek, M. Koseski, T. Knopik. Od początku maratonu jadę w końcu stawki. To jeszcze nic, ale jadę też na styk z dziesięciodniowym limitem, a nie chcę go przekroczyć. Trzeba zrobić ruch pozwalający przesunąć się do przodu. Od rana miałem plan, że odcinek z Powroźnika do Krościenka nad Dunajcem pojadę nocą. Trasa płaska i bardzo dobrze mi znana, drogi dobrej jakości – można ciąć! Niestety. Bieszczadzkie deszcze, a potem zimna noc dały się we znaki. Jestem mocno zmarznięty, decyduję się na nocleg w agroturystyce w Powroźniku. Kolacja super. Domowej roboty biały ser, takiż pasztet i kiełbasa, do tego pomidory, ogórki kiszone, świeży chleb. Nie mogę się powstrzymać – jem, jem….
Dane wycieczki:
Dystans : 307.47 km (0.00 km teren) Czas : 15:12 h Vsr : 20.23 km/h Podjazdy : 3213 m Vmax : 51.70 km/h Temp : 23.0 'C
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj