Trzepowo-Winnica
Vmax : 33.40 km/h Temp : 13.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 25.07 km (0.00 km teren) Czas : 01:14 h Vsr : 20.33 km/h Podjazdy : 20 m Vmax : 33.40 km/h Temp : 13.0 'C
Piątek, 27 września 2013Kategoria powyżej 200 km, Author
Ostrowiec-Dęblin-Garwolin-Pilawa-Osiecko-Kołbiel-Sulejówek-Zegrze-Trzepowo
Vmax : 44.40 km/h Temp : 14.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 269.55 km (0.00 km teren) Czas : 12:54 h Vsr : 20.90 km/h Podjazdy : 546 m Vmax : 44.40 km/h Temp : 14.0 'C
Niedziela, 22 września 2013Kategoria Author, powyżej 100 km
Świdnik-Głusk-Prawiedniki-Niedrzwica Duża-Kraśnik-Annopol-Ostrowiec
Vmax : 41.40 km/h Temp : 15.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 142.53 km (0.00 km teren) Czas : 07:16 h Vsr : 19.61 km/h Podjazdy : 587 m Vmax : 41.40 km/h Temp : 15.0 'C
Sobota, 21 września 2013Kategoria Author, powyżej 100 km
Majdan Starowiejski-Żółkiewka-Gorzków-Łopiennik Górny-Świdnik
Vmax : 46.80 km/h Temp : 10.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 104.73 km (0.00 km teren) Czas : 05:14 h Vsr : 20.01 km/h Podjazdy : 579 m Vmax : 46.80 km/h Temp : 10.0 'C
Ostrowiec-Annopol-Kraśnik-Zakrzówek-Majdan Starowiejski
Vmax : 53.70 km/h Temp : 15.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 92.22 km (0.00 km teren) Czas : 03:52 h Vsr : 23.85 km/h Podjazdy : 462 m Vmax : 53.70 km/h Temp : 15.0 'C
Jazda pod Ostrowcem : Kunów, Kolonia Inwalidzka, Karczma MiłkowskA
Vmax : 43.20 km/h Temp : 19.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 41.57 km (0.00 km teren) Czas : 01:43 h Vsr : 24.22 km/h Podjazdy : 156 m Vmax : 43.20 km/h Temp : 19.0 'C
Po mieście, trochę za miasto do Karczmy Miłkowskiej
Vmax : 33.80 km/h Temp : 18.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 30.71 km (0.00 km teren) Czas : 01:33 h Vsr : 19.81 km/h Podjazdy : 36 m Vmax : 33.80 km/h Temp : 18.0 'C
Wycieczka po Jurze
http://www.bikemap.net/pl/route/2310703-petla-po-jurze
https://picasaweb.google.com/113408461134809910453/Jura2?authkey=Gv1sRgCJDHgZ3duv_qiwE&noredirect=1#5922281130440762290
Vmax : 46.30 km/h Temp : 20.0 'C
http://www.bikemap.net/pl/route/2310703-petla-po-jurze
https://picasaweb.google.com/113408461134809910453/Jura2?authkey=Gv1sRgCJDHgZ3duv_qiwE&noredirect=1#5922281130440762290
Dane wycieczki:
Dystans : 62.46 km (0.00 km teren) Czas : 03:18 h Vsr : 18.93 km/h Podjazdy : 615 m Vmax : 46.30 km/h Temp : 20.0 'C
Środa, 28 sierpnia 2013
Dni następne
Zaprosił mnie Michał Z. do siebie po wyścigu: wpadnij do mnie, domyjesz się, najesz, wyśpisz. Wyśmienity pomysł. Nawet miałem siłę posiedzieć z nim chwilę wieczorem przy piwie. Rano odwiózł mnie na PKP. Używałem tu już określenia magia forum? Akurat miałem doskonałe połączenia. O godzinie 17.30 byłem już w Ostrowcu. Niespodzianka. Na peronie czekało czterech kolegów z rowerami, ubranych „na rowerowo”. Przywitali, pogratulowali, zaprosili na obiad do restauracji, potem posiedzieliśmy u mnie przy piwie. Tak jak przed moim wyjazdem na maraton. Dzięki chłopaki.
Podsumowanie jakieś? Chyba trochę za wcześnie. Sama impreza? Jest taka, jak powinna być. Dla twardych ludzi, charakternych, bez rozpieszczania, bez blichtru, po trudnych drogach.
Czy wystartuję ponownie za cztery lata? To dużo czasu i trudno pewne rzeczy przewidzieć, ale w tej chwili jestem „na nie”. A już na pewno nie będę szukał większych wyzwań. Po prostu to już nie dla mnie. Czas płynie. Mam satysfakcję, że przez najbliższe cztery lata będę najstarszym uczestnikiem, jaki wystartował i ukończył ten maraton.
Pozostawiam sobie jakieś sprinty typu BBTour, łowy gminne i turystykę. No i życie, na które nieustająco mam ogromny apetyt, a wiele spraw musiało ustąpić miejsca maratonowi i długotrwałym przygotowaniom.
UWAGA - Z Kowar do mety jechałem w zasadzie bez spania. Podział tego odcinka na etapy do Kostrzynia i do Mielna jest trochę umowny i mocno przybliżony. Nie pamiętam gdzie wybijała północ
Vmax : 0.00 km/h Temp : 'C
Zaprosił mnie Michał Z. do siebie po wyścigu: wpadnij do mnie, domyjesz się, najesz, wyśpisz. Wyśmienity pomysł. Nawet miałem siłę posiedzieć z nim chwilę wieczorem przy piwie. Rano odwiózł mnie na PKP. Używałem tu już określenia magia forum? Akurat miałem doskonałe połączenia. O godzinie 17.30 byłem już w Ostrowcu. Niespodzianka. Na peronie czekało czterech kolegów z rowerami, ubranych „na rowerowo”. Przywitali, pogratulowali, zaprosili na obiad do restauracji, potem posiedzieliśmy u mnie przy piwie. Tak jak przed moim wyjazdem na maraton. Dzięki chłopaki.
Podsumowanie jakieś? Chyba trochę za wcześnie. Sama impreza? Jest taka, jak powinna być. Dla twardych ludzi, charakternych, bez rozpieszczania, bez blichtru, po trudnych drogach.
Czy wystartuję ponownie za cztery lata? To dużo czasu i trudno pewne rzeczy przewidzieć, ale w tej chwili jestem „na nie”. A już na pewno nie będę szukał większych wyzwań. Po prostu to już nie dla mnie. Czas płynie. Mam satysfakcję, że przez najbliższe cztery lata będę najstarszym uczestnikiem, jaki wystartował i ukończył ten maraton.
Pozostawiam sobie jakieś sprinty typu BBTour, łowy gminne i turystykę. No i życie, na które nieustająco mam ogromny apetyt, a wiele spraw musiało ustąpić miejsca maratonowi i długotrwałym przygotowaniom.
UWAGA - Z Kowar do mety jechałem w zasadzie bez spania. Podział tego odcinka na etapy do Kostrzynia i do Mielna jest trochę umowny i mocno przybliżony. Nie pamiętam gdzie wybijała północ
Dane wycieczki:
Dystans : 0.00 km (0.00 km teren) Czas : h Vsr : km/h Podjazdy : m Vmax : 0.00 km/h Temp : 'C
Wtorek, 27 sierpnia 2013Kategoria Focus, powyżej 200 km
Dzień jedenasty
Mielno - Rozewie
Pisze Olo: „Grzejcie chłopaki. Gdzieś przed Mielnem jest podobno nieprzyjemny przejazd kolejowy. Tory niemal równolegle idą do drogi. Jeden zawodnik tam leżał”.
Dzięki Olo. W samą porę ostrzegłeś. Byliśmy przygotowani. Atakowaliśmy go z lewej strony, skręcając mocno do prawej. Jeżeli ktoś nadjechał prawą stroną jezdni, czyli normalnie – musiał mieć kłopoty.
Mijamy Mielno, wjeżdżamy na mierzeję. Paskudnie jakoś. Spać się chce. Kończy się mierzeja na szczęście. Tomek Knopik mówi, że ma dość, że jest wykończony, że nie daje rady. Kładziemy się wszyscy na piętnaście minut drzemki. Pomogło. Ruszamy potem, ale droga fatalna, jakieś betonowe płyty, dużo piasku. Nie potrafię jechać po tym szybko. Dwóch Marcinów jest już wyraźnie z przodu, potem ja, za mną niknie światło Tomka. Jakieś remonty, objazdy, dziura na dziurze. Tragedia. Błądzę i kręcę się w kółko pomimo posiadania GPS. Uff, wybrnąłem z tego. Niedługo dogoniłem Marcinów, którzy zatrzymali się nie wiem już dlaczego. Tomka nie widać. Jedziemy we trzech. Do Darłowa. Tam kawa na stacji i pędzimy dalej. Zaczynam odstawać od prowadzącej dwójki. Raz, drugi mobilizuję się i ich doganiam, ale po chwili odpuszczam. Po prostu nie dam rady. Trudno. Wyścig ma swoje prawa. Chłopaki pędzą, cały czas kalkulując, czy zdążą na dwunastą na metę. Ja kładę się na dwadzieścia minut na przystanku. Potem będzie jeszcze raz dziesięć minut. Jadę w znośnym tempie. „Komputer” cały czas pracuje i liczy, czy zdążę na dwunastą. Cały czas jest taka możliwość. Tylko trzeba jechać. Szybko jechać. Za Ustką dogania mnie autem kolega Marcina Nalazka. Ma dla mnie kanapki, banany, batony. Biorę jedynie kanapki, bo pozostałe rzeczy mam ze sobą w sporych ilościach. Ubywają kilometry. Dojeżdżam do miejscowości Wicko. Chyba 70 km do mety. No i stało się. Odcięło mi prąd. Tak mocno jak nigdy dotąd. Zszedłem z roweru, ledwo stoję na nogach, ledwo jestem w stanie podprowadzić rower pod pobliski sklep. Kupuje dwa litry soku z czarnej porzeczki, jakieś drożdżówki. Pochłaniam to powoli, siedząc na ławce przed sklepem. Powoli mijają czarne myśli, wraca trzeźwość oceny, wraca życie. Po pół godzinie wsiadam na rower i nawet jadę. Jeszcze pomału, ale czas i dostarczony organizmowi cukier robią swoje. Wróciłem do świata żywych. Rozkręcam się. Napisałem SMS, że nie zdążę na metę w wyznaczonym czasie. Jednak jadę. Dojeżdżam w okolice Żarnowca. Widzę z daleka czekających na mnie ludzi. Poznaję Michała Z. i Michała B. – kolegów z forum. Mają aparaty w rękach – będzie sesja fotograficzna. Mobilizuję się, prężę muskuły. A co, trzeba trzymać fason. Nie poznałem Michała Wolffa! Dopiero później, już w domu, patrząc na zdjęcia, zorientowałem się, że on tam też był. Zgolił wąsy. Za chwilę mam piękny zjazd w dół, a później ostatni na tej imprezie podjazd. Staję na pedałach, żwawo posuwam się do przodu. Kryzys zażegnany, a błysk fleszy dodaje sił. Niedługo Jastrzębia Góra i męcząca, dłużąca się ostatnia prosta przed metą. I wreszcie meta. Co za radość! Wszyscy czekali na mnie z zakończeniem. Godzina i trzynaście minut po limicie czasu. Mam to w nosie. DOJECHAŁEM!!! Daniel Śmieja też mówi, żebym się żadnym limitem nie przejmował. Uścisk dłoni prezesa, statuetka, pamiątkowe zdjęcie – wszystko. Aha, satysfakcja jeszcze ogromna, ale to już taka bardziej własna. Czuję się w jakiś sposób spełniony. Zrealizowałem jedno z marzeń. Uznanie wśród wielu, wielu osób, zaskakująco wielu. Zaskakująco wielu kibiców w internecie i po drodze. Mnóstwo okazywanej sympatii i ogrom bezinteresownej pomocy.
Chwilo trwaj!
Tomek Knopik dojechał na metę około sześć godzin po mnie. Tomek, gratuluję charakteru. Wyobrażam sobie, jaką walkę ze sobą musiałeś stoczyć. Zresztą nawet nie muszę sobie wyobrażać. Ja to po prostu WIEM. Powodzenia Tomek!
Vmax : 49.50 km/h Temp : 26.0 'C
Mielno - Rozewie
Pisze Olo: „Grzejcie chłopaki. Gdzieś przed Mielnem jest podobno nieprzyjemny przejazd kolejowy. Tory niemal równolegle idą do drogi. Jeden zawodnik tam leżał”.
Dzięki Olo. W samą porę ostrzegłeś. Byliśmy przygotowani. Atakowaliśmy go z lewej strony, skręcając mocno do prawej. Jeżeli ktoś nadjechał prawą stroną jezdni, czyli normalnie – musiał mieć kłopoty.
Mijamy Mielno, wjeżdżamy na mierzeję. Paskudnie jakoś. Spać się chce. Kończy się mierzeja na szczęście. Tomek Knopik mówi, że ma dość, że jest wykończony, że nie daje rady. Kładziemy się wszyscy na piętnaście minut drzemki. Pomogło. Ruszamy potem, ale droga fatalna, jakieś betonowe płyty, dużo piasku. Nie potrafię jechać po tym szybko. Dwóch Marcinów jest już wyraźnie z przodu, potem ja, za mną niknie światło Tomka. Jakieś remonty, objazdy, dziura na dziurze. Tragedia. Błądzę i kręcę się w kółko pomimo posiadania GPS. Uff, wybrnąłem z tego. Niedługo dogoniłem Marcinów, którzy zatrzymali się nie wiem już dlaczego. Tomka nie widać. Jedziemy we trzech. Do Darłowa. Tam kawa na stacji i pędzimy dalej. Zaczynam odstawać od prowadzącej dwójki. Raz, drugi mobilizuję się i ich doganiam, ale po chwili odpuszczam. Po prostu nie dam rady. Trudno. Wyścig ma swoje prawa. Chłopaki pędzą, cały czas kalkulując, czy zdążą na dwunastą na metę. Ja kładę się na dwadzieścia minut na przystanku. Potem będzie jeszcze raz dziesięć minut. Jadę w znośnym tempie. „Komputer” cały czas pracuje i liczy, czy zdążę na dwunastą. Cały czas jest taka możliwość. Tylko trzeba jechać. Szybko jechać. Za Ustką dogania mnie autem kolega Marcina Nalazka. Ma dla mnie kanapki, banany, batony. Biorę jedynie kanapki, bo pozostałe rzeczy mam ze sobą w sporych ilościach. Ubywają kilometry. Dojeżdżam do miejscowości Wicko. Chyba 70 km do mety. No i stało się. Odcięło mi prąd. Tak mocno jak nigdy dotąd. Zszedłem z roweru, ledwo stoję na nogach, ledwo jestem w stanie podprowadzić rower pod pobliski sklep. Kupuje dwa litry soku z czarnej porzeczki, jakieś drożdżówki. Pochłaniam to powoli, siedząc na ławce przed sklepem. Powoli mijają czarne myśli, wraca trzeźwość oceny, wraca życie. Po pół godzinie wsiadam na rower i nawet jadę. Jeszcze pomału, ale czas i dostarczony organizmowi cukier robią swoje. Wróciłem do świata żywych. Rozkręcam się. Napisałem SMS, że nie zdążę na metę w wyznaczonym czasie. Jednak jadę. Dojeżdżam w okolice Żarnowca. Widzę z daleka czekających na mnie ludzi. Poznaję Michała Z. i Michała B. – kolegów z forum. Mają aparaty w rękach – będzie sesja fotograficzna. Mobilizuję się, prężę muskuły. A co, trzeba trzymać fason. Nie poznałem Michała Wolffa! Dopiero później, już w domu, patrząc na zdjęcia, zorientowałem się, że on tam też był. Zgolił wąsy. Za chwilę mam piękny zjazd w dół, a później ostatni na tej imprezie podjazd. Staję na pedałach, żwawo posuwam się do przodu. Kryzys zażegnany, a błysk fleszy dodaje sił. Niedługo Jastrzębia Góra i męcząca, dłużąca się ostatnia prosta przed metą. I wreszcie meta. Co za radość! Wszyscy czekali na mnie z zakończeniem. Godzina i trzynaście minut po limicie czasu. Mam to w nosie. DOJECHAŁEM!!! Daniel Śmieja też mówi, żebym się żadnym limitem nie przejmował. Uścisk dłoni prezesa, statuetka, pamiątkowe zdjęcie – wszystko. Aha, satysfakcja jeszcze ogromna, ale to już taka bardziej własna. Czuję się w jakiś sposób spełniony. Zrealizowałem jedno z marzeń. Uznanie wśród wielu, wielu osób, zaskakująco wielu. Zaskakująco wielu kibiców w internecie i po drodze. Mnóstwo okazywanej sympatii i ogrom bezinteresownej pomocy.
Chwilo trwaj!
Tomek Knopik dojechał na metę około sześć godzin po mnie. Tomek, gratuluję charakteru. Wyobrażam sobie, jaką walkę ze sobą musiałeś stoczyć. Zresztą nawet nie muszę sobie wyobrażać. Ja to po prostu WIEM. Powodzenia Tomek!
Dane wycieczki:
Dystans : 222.00 km (0.00 km teren) Czas : 10:20 h Vsr : 21.48 km/h Podjazdy : 427 m Vmax : 49.50 km/h Temp : 26.0 'C

