Czwartek, 3 czerwca 2010Kategoria powyżej 300
Ostrowiec-Radom-Nowe Miasto nad Pilica-Łowicz-Płock-Grudziadz-Gdańsk
Wiecej szczegółów po powrocie do domu :-)
Obiecałem napisać coś więcej - no cóż,"kobyłka u płota".
Pierwszy zamysł przejechania 500km powstał jeszcze zimą. Początkowo miał to być wypad w okolice Warszawy i powrót. Przed "długim weekendem" dostrzegłem jednak możliwość połączenia takiego wyjazdu z odwiedzeniem znajomych, rodziny, pewnych miejsc w których jeszcze nie byłem i stąd pomysł na Gdańsk, oraz powrót przez Ostródę i Łowicz.
Jazda do Gdańska miała potrwać nie dłużej niż 24 godziny - takie było założenie i cel wyjazdu. Prognozy meteo nie były korzystne. Śledziłem je od ponad tygodnia na różnych portalach pogodowych. Zapowiadano dużo deszczu i niekrzystny, wiejący z północy wiatr. Zastasnawiałem się, czy w takich warunkach wogóle dojadę do tego Gdańska. Kolega wilk zdecydowanie mi odradzał tę próbę w takich warunkach. Czas płynął nieubłaganie, trzeba było podjąć ostateczną decyzję - pojechałem. Start w środę o godz.13.30. Ciepło, słonecznie, lekki wiatr najczęściej pomagał. Jak na swoje możliwości zacząłem szybko. Średnia około 26 do 27 km/h. Trwało to mniej więcej przez 195 km, do Nieborowa pod Łowiczem.
Chwilę wcześniej zaczęło się gwałtownie chmurzyć. Lunęło w momencie. W momencie byłem przemoczony. Jechałem przez las - nie było co marzyć o schowaniu się gdziekolwiek. Po kilkunastu minutach jazdy w ulewie dotarłem do stacji benzynowej w Nieborowie. W barze czekałem ponad dwie godziny aż przestanie padać. Zjadłem w międzyczasie kolację, żałowałem, że nie było się gdzie zdrzemnąć. W dalszą drogę ruszyłem już po 23.00.Po jakichś 40 km, w Kiernozi znowu przeczekiwałem burzę - tym razem trochę mniej niż godzinę. Gdy wyruszyłem dalej - zaczęło się najgorsze. Najgorzej na tym wyjeździe dokuczył mi brak snu. Kilkakrotnie zjeżdżałem na przystanki PKS na jakieś 15 lub 30 minutowe drzemki. Mnóstwo czasu na to straciłem, ale dosłownie zasypiałem na rowerze i musiałem robić te przerwy. Gdy w zeszłym roku jechałem tak przez Bieszczady problem prawie nie istniał. Świt zastał mnie koło Płocka. Ciekawostka : tam są dwa mosty przez Wisłę i na każdym jest zakaz ruchu dla rowerów! Umówmy się, że przefrunąłem :-). Dzień wstał pogodny, ale wiatr zmienił kierunek. Początkowo wiał z północnego wschodu, następnie z północy i do końca dnia się nasilał. Apogeum było w Grudziądzu : droga już prosto na północ, wiatr już tylko z pólnocy. Jak na moje wyczucie osiągał 6-8 m/s. Moja prędkość spadała nawet do
18 km/h.W ciągu doby przejechałem trochę ponad 400 km. Wskutek przemoczonego nocnymi deszczami ubrania poobcierałem się w okolicach siedzenia, dokuczało to coraz bardziej. Cała droga zajęła mi 30 godzin. Dojechałem do celu bardzo, bardzo zmęczony. Pod względem wyniku - porażka.Była to jednak niezła próba charakteru, ogólnej wytrzymałości i odporności.Niezły sprawdzian i nauczka przed planowanym startem w Bałtyk-Bieszczady Tour.
Miałem ze sobą trochę bagażu. Spakowałem się w dwie małe sakwy Crosso. Łączna waga : 6,5 kg.
Poza tym bardzo przyjemny pobyt w Gdańsku (dzięki Justyno i Remigiuszu). W Ostródzie odwiedziłem przyjaciół (pozdrowienia dla Oli i Edka), których nie widziałem kilka lat. W Łowiczu tradycyjnie zajrzałem do mojej jedynej Siostrzyczki. Był też efekt krajoznawczy, bo po raz pierwszy w życiu byłem w Malborku i w Grunwaldzie. No i te trzy dni powrotu to absolutny luzik w porównaniu z drogą do Gdańska :-)
Vmax : 60.80 km/h Temp : 20.0 'C
Wiecej szczegółów po powrocie do domu :-)
Obiecałem napisać coś więcej - no cóż,"kobyłka u płota".
Pierwszy zamysł przejechania 500km powstał jeszcze zimą. Początkowo miał to być wypad w okolice Warszawy i powrót. Przed "długim weekendem" dostrzegłem jednak możliwość połączenia takiego wyjazdu z odwiedzeniem znajomych, rodziny, pewnych miejsc w których jeszcze nie byłem i stąd pomysł na Gdańsk, oraz powrót przez Ostródę i Łowicz.
Jazda do Gdańska miała potrwać nie dłużej niż 24 godziny - takie było założenie i cel wyjazdu. Prognozy meteo nie były korzystne. Śledziłem je od ponad tygodnia na różnych portalach pogodowych. Zapowiadano dużo deszczu i niekrzystny, wiejący z północy wiatr. Zastasnawiałem się, czy w takich warunkach wogóle dojadę do tego Gdańska. Kolega wilk zdecydowanie mi odradzał tę próbę w takich warunkach. Czas płynął nieubłaganie, trzeba było podjąć ostateczną decyzję - pojechałem. Start w środę o godz.13.30. Ciepło, słonecznie, lekki wiatr najczęściej pomagał. Jak na swoje możliwości zacząłem szybko. Średnia około 26 do 27 km/h. Trwało to mniej więcej przez 195 km, do Nieborowa pod Łowiczem.
Chwilę wcześniej zaczęło się gwałtownie chmurzyć. Lunęło w momencie. W momencie byłem przemoczony. Jechałem przez las - nie było co marzyć o schowaniu się gdziekolwiek. Po kilkunastu minutach jazdy w ulewie dotarłem do stacji benzynowej w Nieborowie. W barze czekałem ponad dwie godziny aż przestanie padać. Zjadłem w międzyczasie kolację, żałowałem, że nie było się gdzie zdrzemnąć. W dalszą drogę ruszyłem już po 23.00.Po jakichś 40 km, w Kiernozi znowu przeczekiwałem burzę - tym razem trochę mniej niż godzinę. Gdy wyruszyłem dalej - zaczęło się najgorsze. Najgorzej na tym wyjeździe dokuczył mi brak snu. Kilkakrotnie zjeżdżałem na przystanki PKS na jakieś 15 lub 30 minutowe drzemki. Mnóstwo czasu na to straciłem, ale dosłownie zasypiałem na rowerze i musiałem robić te przerwy. Gdy w zeszłym roku jechałem tak przez Bieszczady problem prawie nie istniał. Świt zastał mnie koło Płocka. Ciekawostka : tam są dwa mosty przez Wisłę i na każdym jest zakaz ruchu dla rowerów! Umówmy się, że przefrunąłem :-). Dzień wstał pogodny, ale wiatr zmienił kierunek. Początkowo wiał z północnego wschodu, następnie z północy i do końca dnia się nasilał. Apogeum było w Grudziądzu : droga już prosto na północ, wiatr już tylko z pólnocy. Jak na moje wyczucie osiągał 6-8 m/s. Moja prędkość spadała nawet do
18 km/h.W ciągu doby przejechałem trochę ponad 400 km. Wskutek przemoczonego nocnymi deszczami ubrania poobcierałem się w okolicach siedzenia, dokuczało to coraz bardziej. Cała droga zajęła mi 30 godzin. Dojechałem do celu bardzo, bardzo zmęczony. Pod względem wyniku - porażka.Była to jednak niezła próba charakteru, ogólnej wytrzymałości i odporności.Niezły sprawdzian i nauczka przed planowanym startem w Bałtyk-Bieszczady Tour.
Miałem ze sobą trochę bagażu. Spakowałem się w dwie małe sakwy Crosso. Łączna waga : 6,5 kg.
Poza tym bardzo przyjemny pobyt w Gdańsku (dzięki Justyno i Remigiuszu). W Ostródzie odwiedziłem przyjaciół (pozdrowienia dla Oli i Edka), których nie widziałem kilka lat. W Łowiczu tradycyjnie zajrzałem do mojej jedynej Siostrzyczki. Był też efekt krajoznawczy, bo po raz pierwszy w życiu byłem w Malborku i w Grunwaldzie. No i te trzy dni powrotu to absolutny luzik w porównaniu z drogą do Gdańska :-)
Dane wycieczki:
Dystans : 534.32 km (0.00 km teren) Czas : 24:49 h Vsr : 21.53 km/h Podjazdy : 1000 m Vmax : 60.80 km/h Temp : 20.0 'C
Komentarze
jak wy macie siłe tyle kręcić w takim upale?
Anonimowy tchórz - 11:52 sobota, 12 czerwca 2010 | linkuj
Gratulacje - w tych warunkach pogodowych to wielki wyczyn!
Czekam na te "więcej szczegółów" i porządną relację! wilk - 12:23 wtorek, 8 czerwca 2010 | linkuj
Czekam na te "więcej szczegółów" i porządną relację! wilk - 12:23 wtorek, 8 czerwca 2010 | linkuj
...skoro nie zdążyłeś jednego dnia ...
Jak już tak precyzyjnie piszemy to jednej doby ;-). A poza tym wyjazdów ciągłych nie dzielimy na części. MARECKY - 03:03 poniedziałek, 7 czerwca 2010 | linkuj
Jak już tak precyzyjnie piszemy to jednej doby ;-). A poza tym wyjazdów ciągłych nie dzielimy na części. MARECKY - 03:03 poniedziałek, 7 czerwca 2010 | linkuj
serdeczne gratulacje ;) nie wyobrazam sobie na razie takiego dystansu, a rozpisywac na dwa dni nie ma co, wycieczka to wycieczka - jakby to wygladalo w czesciach?
bartek9007 - 20:04 niedziela, 6 czerwca 2010 | linkuj
za dystans podziwiam, ale skoro nie zdążyłeś jednego dnia to powinieneś rozpisać na dwa dni żeby było okej
granicho-bez-4 - 13:53 niedziela, 6 czerwca 2010 | linkuj
Widzę, że nastał czas intensywnych treningów :-). To już trzeba było do Elbląga zajechać- byłaby 6 z przodu ;-).
Pozdrower. MARECKY - 05:28 sobota, 5 czerwca 2010 | linkuj
Pozdrower. MARECKY - 05:28 sobota, 5 czerwca 2010 | linkuj
Moje gratulacje, choć większe za wytrzymanie tak długo na rowerze niż za sam dystans ;)
Pociskacz no na pewno z przerwą, trzeba było się zatrzymywać na uzupełnienie płynów i jedzenia. Nawet na Puławach robią sobie chyba ze dwie przerwy na posiłek w ciągu tych 24 godzin :) Platon - 21:34 piątek, 4 czerwca 2010 | linkuj
Pociskacz no na pewno z przerwą, trzeba było się zatrzymywać na uzupełnienie płynów i jedzenia. Nawet na Puławach robią sobie chyba ze dwie przerwy na posiłek w ciągu tych 24 godzin :) Platon - 21:34 piątek, 4 czerwca 2010 | linkuj
Gratuluje. Cos niesamowitego 500km w dobe to jest cos. Pelen podziw. Pozdrawiam
maciek320bike - 21:02 piątek, 4 czerwca 2010 | linkuj
No i jaka średnia!! Gratulacje i jednocześnie zazdroszczę.
Robert - 20:39 piątek, 4 czerwca 2010 | linkuj
Komentuj