Wtorek, 23 czerwca 2009Kategoria tylko do pracy
Do pracy i powrót
Vmax : 38.20 km/h Temp : 16.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 10.43 km (0.00 km teren) Czas : 00:23 h Vsr : 27.21 km/h Podjazdy : 25 m Vmax : 38.20 km/h Temp : 16.0 'C
Niedziela, 21 czerwca 2009Kategoria powyżej 100 km
Powrót z Krakowa przez Niepołomice, Piekiełko, Limanową. Non stop deszcz. Na szczęście niezbyt duży.
Vmax : 57.00 km/h Temp : 13.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 101.73 km (0.00 km teren) Czas : 04:03 h Vsr : 25.12 km/h Podjazdy : 975 m Vmax : 57.00 km/h Temp : 13.0 'C
Piątek, 19 czerwca 2009Kategoria powyżej 100 km
Do pracy i do Krakowa przez Limanową, Piekiełko. Udało się nie zmoknąć !
Vmax : 59.30 km/h Temp : 25.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 110.35 km (0.00 km teren) Czas : 04:22 h Vsr : 25.27 km/h Podjazdy : 987 m Vmax : 59.30 km/h Temp : 25.0 'C
Środa, 17 czerwca 2009Kategoria do 100 km
Do pracy i powrót przez miasto, a następnie pętla wokół Jeziora Rożnowskiego na czas. Poszło bardzo dobrze. Na dystansie 56,62 km uzyskałem czas 1:54.05godz,
co daje średnią 29,25 km/h. Jest to najlepszy z dotychczasowych wyników na tej trasie. Prawie dwa lata nie mogłem go poprawić.
Vmax : 64.30 km/h Temp : 22.0 'C
co daje średnią 29,25 km/h. Jest to najlepszy z dotychczasowych wyników na tej trasie. Prawie dwa lata nie mogłem go poprawić.
Dane wycieczki:
Dystans : 70.90 km (0.00 km teren) Czas : 02:32 h Vsr : 27.99 km/h Podjazdy : 600 m Vmax : 64.30 km/h Temp : 22.0 'C
Poniedziałek, 15 czerwca 2009Kategoria tylko do pracy
Do pracy i powrót przez miasto
Vmax : 36.60 km/h Temp : 20.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 15.31 km (0.00 km teren) Czas : 00:37 h Vsr : 24.83 km/h Podjazdy : 40 m Vmax : 36.60 km/h Temp : 20.0 'C
Niedziela, 14 czerwca 2009Kategoria powyżej 100 km
Kraków-Niepołomice-Brzezie-Piekiełko-Limanowa-NS
Vmax : 60.40 km/h Temp : 22.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 101.52 km (0.00 km teren) Czas : 03:52 h Vsr : 26.26 km/h Podjazdy : 985 m Vmax : 60.40 km/h Temp : 22.0 'C
Piątek, 12 czerwca 2009Kategoria powyżej 100 km
Trasa do Krakowa tradycyjnie, przez Piekiełko i Niepołomice. Po wczorajszym szaleństwie przez pół dystansu (to bardziej górzyste pół) jechałem ociężale, później wrócił normalny wigor.
Vmax : 59.70 km/h Temp : 20.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 114.85 km (0.00 km teren) Czas : 05:02 h Vsr : 22.82 km/h Podjazdy : 1015 m Vmax : 59.70 km/h Temp : 20.0 'C
Czwartek, 11 czerwca 2009Kategoria powyżej 300
NS - Grybów - Gorlice - Jasło - Krosno - Miejsce Piastowe - Domaradz - Brzozów - Sanok - Lesko - Ustrzyki Dolne - Stuposiany - Ustrzyki Górne - Wetlina - Cisna - Komańcza - Daliowa - Dukla - Nowy Żmigród - Gorlice - Grybów - NS.
Bieszczady mają w sobie magię, która przyciąga różnych szaleńców. Dzisiaj odbywał się tam "Bieg Rzeźnika". Biegnie się czerwonym szlakiem z Komańczy do Ustrzyk Górnych przez połoniny. Jakieś tam 75 km. W Komańczy w kawiarni spotkałem Wojtka z Kielc, który tam startował i stąd też nawiązałem do nazwy biegu. Swoją drogą, to kiedyś przymierzałem się do startu w tym biegu.
Wczorajszy pierwszy wpis dotyczący mojej wycieczki w Bieszczady był robiony na szybko z komóry, teraz na spokojnie kilka szczegółów.
Zabawa zaczęła się w środę około 20.00 i skończyła w czwartek około 20.00.
Wyruszyłem na noc, żeby zaoszczędzić sobie nocnego finiszu, bo to by mogło być zbyt trudne. Jazda nocą zapewnia spokój i ma swój urok, ale :
- młodzież wracająca z dyskotek pieszo i autami zachowuje się jakby nie znała
zasad savoir-vivre'u (językoznawcy niech wybaczą pisownię)
- sakramencka mgła w okolicach Domaradza sprawiła, że nie zauważyłem drogowskazu
na Sanok i nadłożyłem około 20 km w poziomie i 100 m w pionie. Nic wielkiego
się nie stało, bo wtedy jeszcze łudziłem się, że może 500 wyjdzie :-)
- fatalnie się jeździ podjazdy w nocy. Jak widzę przed sobą podjazd to dobieram
zawczasu przełożenia, oceniam też jego długość i odpowiednio rozkładam siły.
Nocą natomiast wszystko to jest dopiero reakcją na to co czuję w udach i trudno
jest taki podjazd pokonywać racjonalnie. Na wypłaszczeniach przed szczytem
człowiek głupieje trochę : czy to już z górki czy jeszcze nie.
Noc jakoś przetrwałem. Po świcie zaczęło się robić chłodno, a trochę później zaczęło się robić sennie. Żeby nie zasnąć i nie spaść z roweru uciąłem sobie
15-minutową drzemkę na przystanku PKS. Bardzo pomogła! To lepszy pomysł niż kawa lub obmycie twarzy w zimnej wodzie. Powtórzyłem to jeszcze około 16.00
Gdyby ktoś miał okazję przejechać się nocą przez Brzozów to koniecznie polecam!
Bardzo zadbane miasto i pięknie oświetlone.
Od Ustrzyk jednych do drugich padał mi deszcz. Coś około 2 godzin. Z cukru nie jestem i dałem radę, ale w butach miałem mokro już do samego domu. W sumie i tak nie było źle, bo pogoda miała być według ostatnich prognoz jescze gorsza. Liczyłem na trochę szczęścia i tym razem się udało.
Zabawa była zabawą do jakiegoś 385 km. Później już zaczęły się schody. Nie masakryczne, ale tempo spadło i za nic nie chciało przyspieszyć. Był to kryzys energetyczny spowodowany "niedożywieniem". W pewnym stopniu pomogły dwa batony zbożowo-owocowe. Oto czym się żywiłem po drodze :
- czekolada (1,5 tabliczki). Wyjątkowo tym razem jakoś "nie chciała wchodzić"
- batony o których pisałem wyżej(10 szt)
- kanapki z dżemem(2 szt)Więcej się nie zmieściło do plecaczka,bo zbrałem jednak
ubranie przeciwdeszczowe
- w Cisnej zjadłem w knajpie normalny obiad
- piłem soki owocowe, wodę mineralną i colę. Chyba ze 40 zł na to wydałem, bo ze
względu na święto i porę nocną kupować mogłem tylko w knajpach i stacjach
benzynowych.
Jeśli chodzi o wyżywienie to mam chyba "lukę w wykształceniu", bo coś to nie było tak - jescze nie do końca wiem co.
Odpoczynki miałem trzy : dwie drzemki o których pisałem i obiad, który zjadłem spokojnie, powoli nie spiesząc się, posiedziałem jeszce chwilę - razem z pół godziny.
Poza tym mnóstwo postojów : zakupy, przebieranie się(trzy razy deszcz), siusiu
i diabli wiedzą co jeszcze. Rozumiem odpoczynek, ale te inne postoje trzeba ograniczać do minimum bo to tylko strata czasu. Wycieczka zajęła mi 24 godz, jechałem 20 godzin, odpoczywałem 1 godzinę, 3 godziny przeleciały między palcami.
Mam taką wadę, że nie potrafię wyspać się przed podróżą. Emocje nie dają zasnąć.
Tym razem i tak było nieźle bo spałem kilka godzin, prawie normalnie. Natomiast po przyjeździe poszedłem spać 0 22.30 i spałem jak kamień do 6.30. Wstałem wypoczęty i co mnie najbardziej ucieszyło - "na swoich nogach". Po południu wsiadłem na rower i pojechałem do Krakowa skąd słowa te piszę. To chyba najlepszy dowód, że cały ten wyjazd nie był jedynie szaleństwem, że przygotowałem się do niego.
Wszystkim "komentatorom" dziękuję za okazane uznanie. Powyższy tekst może jest w części odpowiedzią na zadane przez Was pytania.
Vmax : 63.80 km/h Temp : 'C
Bieszczady mają w sobie magię, która przyciąga różnych szaleńców. Dzisiaj odbywał się tam "Bieg Rzeźnika". Biegnie się czerwonym szlakiem z Komańczy do Ustrzyk Górnych przez połoniny. Jakieś tam 75 km. W Komańczy w kawiarni spotkałem Wojtka z Kielc, który tam startował i stąd też nawiązałem do nazwy biegu. Swoją drogą, to kiedyś przymierzałem się do startu w tym biegu.
Wczorajszy pierwszy wpis dotyczący mojej wycieczki w Bieszczady był robiony na szybko z komóry, teraz na spokojnie kilka szczegółów.
Zabawa zaczęła się w środę około 20.00 i skończyła w czwartek około 20.00.
Wyruszyłem na noc, żeby zaoszczędzić sobie nocnego finiszu, bo to by mogło być zbyt trudne. Jazda nocą zapewnia spokój i ma swój urok, ale :
- młodzież wracająca z dyskotek pieszo i autami zachowuje się jakby nie znała
zasad savoir-vivre'u (językoznawcy niech wybaczą pisownię)
- sakramencka mgła w okolicach Domaradza sprawiła, że nie zauważyłem drogowskazu
na Sanok i nadłożyłem około 20 km w poziomie i 100 m w pionie. Nic wielkiego
się nie stało, bo wtedy jeszcze łudziłem się, że może 500 wyjdzie :-)
- fatalnie się jeździ podjazdy w nocy. Jak widzę przed sobą podjazd to dobieram
zawczasu przełożenia, oceniam też jego długość i odpowiednio rozkładam siły.
Nocą natomiast wszystko to jest dopiero reakcją na to co czuję w udach i trudno
jest taki podjazd pokonywać racjonalnie. Na wypłaszczeniach przed szczytem
człowiek głupieje trochę : czy to już z górki czy jeszcze nie.
Noc jakoś przetrwałem. Po świcie zaczęło się robić chłodno, a trochę później zaczęło się robić sennie. Żeby nie zasnąć i nie spaść z roweru uciąłem sobie
15-minutową drzemkę na przystanku PKS. Bardzo pomogła! To lepszy pomysł niż kawa lub obmycie twarzy w zimnej wodzie. Powtórzyłem to jeszcze około 16.00
Gdyby ktoś miał okazję przejechać się nocą przez Brzozów to koniecznie polecam!
Bardzo zadbane miasto i pięknie oświetlone.
Od Ustrzyk jednych do drugich padał mi deszcz. Coś około 2 godzin. Z cukru nie jestem i dałem radę, ale w butach miałem mokro już do samego domu. W sumie i tak nie było źle, bo pogoda miała być według ostatnich prognoz jescze gorsza. Liczyłem na trochę szczęścia i tym razem się udało.
Zabawa była zabawą do jakiegoś 385 km. Później już zaczęły się schody. Nie masakryczne, ale tempo spadło i za nic nie chciało przyspieszyć. Był to kryzys energetyczny spowodowany "niedożywieniem". W pewnym stopniu pomogły dwa batony zbożowo-owocowe. Oto czym się żywiłem po drodze :
- czekolada (1,5 tabliczki). Wyjątkowo tym razem jakoś "nie chciała wchodzić"
- batony o których pisałem wyżej(10 szt)
- kanapki z dżemem(2 szt)Więcej się nie zmieściło do plecaczka,bo zbrałem jednak
ubranie przeciwdeszczowe
- w Cisnej zjadłem w knajpie normalny obiad
- piłem soki owocowe, wodę mineralną i colę. Chyba ze 40 zł na to wydałem, bo ze
względu na święto i porę nocną kupować mogłem tylko w knajpach i stacjach
benzynowych.
Jeśli chodzi o wyżywienie to mam chyba "lukę w wykształceniu", bo coś to nie było tak - jescze nie do końca wiem co.
Odpoczynki miałem trzy : dwie drzemki o których pisałem i obiad, który zjadłem spokojnie, powoli nie spiesząc się, posiedziałem jeszce chwilę - razem z pół godziny.
Poza tym mnóstwo postojów : zakupy, przebieranie się(trzy razy deszcz), siusiu
i diabli wiedzą co jeszcze. Rozumiem odpoczynek, ale te inne postoje trzeba ograniczać do minimum bo to tylko strata czasu. Wycieczka zajęła mi 24 godz, jechałem 20 godzin, odpoczywałem 1 godzinę, 3 godziny przeleciały między palcami.
Mam taką wadę, że nie potrafię wyspać się przed podróżą. Emocje nie dają zasnąć.
Tym razem i tak było nieźle bo spałem kilka godzin, prawie normalnie. Natomiast po przyjeździe poszedłem spać 0 22.30 i spałem jak kamień do 6.30. Wstałem wypoczęty i co mnie najbardziej ucieszyło - "na swoich nogach". Po południu wsiadłem na rower i pojechałem do Krakowa skąd słowa te piszę. To chyba najlepszy dowód, że cały ten wyjazd nie był jedynie szaleństwem, że przygotowałem się do niego.
Wszystkim "komentatorom" dziękuję za okazane uznanie. Powyższy tekst może jest w części odpowiedzią na zadane przez Was pytania.
Dane wycieczki:
Dystans : 467.00 km (0.00 km teren) Czas : 20:02 h Vsr : 23.31 km/h Podjazdy : 4495 m Vmax : 63.80 km/h Temp : 'C
Środa, 10 czerwca 2009Kategoria tylko do pracy
Do pracy i powrót przez miasto
Vmax : 42.10 km/h Temp : 20.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 12.36 km (0.00 km teren) Czas : 00:28 h Vsr : 26.49 km/h Podjazdy : 30 m Vmax : 42.10 km/h Temp : 20.0 'C
Wtorek, 9 czerwca 2009Kategoria tylko do pracy
Do pracy i powrót
Vmax : 51.30 km/h Temp : 23.0 'C
Dane wycieczki:
Dystans : 11.18 km (0.00 km teren) Czas : 00:26 h Vsr : 25.80 km/h Podjazdy : 25 m Vmax : 51.30 km/h Temp : 23.0 'C

